Przypadek Leona Kokakiewicza

Kurier Szczeciński

Szczecińscy jazzmani młodego pokolenia spotkali się w dobrym czasie i miejscu. Talent wszystkich zaangażowanych w powstanie tej płyty sprawił, że po prostu świetnie się jej słucha.

The Beat Freaks to zespół złożony ze szczecińskich muzyków, którzy wcześniej spotykali się w różnych konstelacjach: saksofonista Tomasz Licak, bębniarz Radek Wośko (ci dwa współtworzyli m.in. polsko-duński kwartet, który nagrał płytę „Entrails United”), gitarzysta Michał Starkiewicz i basista Paweł Grzesiuk. Tym razem wszyscy spotkali się w bardzo dobrym czasie i miejscu tworząc świetny album „Leon”. Pewnie pamiętacie legendarnego barda – Leona Kokakiewicza, barda miejskiego z czasów gwałtownego rozwoju przemysłu, którego wizjonerskie idee, inspiracja maszynami oraz nieskromne ilości porzeczkowego trunku dały nieoczekiwaną mieszankę rytmów, brzmień i melodii? Nie pamiętacie? Nie martwcie się, nikt taki nie istniał. Panowie pozwolili sobie na małą mistyfikację, na którą ponoć regularnie się ktoś nabiera. Może po względem historii koncept-album staje się żartem, ale pod względem muzycznym to mimo wszystko przemyślana i spójna robota, choć i różnorodna.

Album zaczyna się jazz-rockowym motywem „Longing”, z dość regularnym jak na standardy jazzowe pochodem sekcji rytmicznej, momentami blisko tu nawet do Tortoise, kojarzonego raczej z post-rockiem. Z majnstreamowym współczesnym jazzem kojarzy się kolejny utwór „Pomarańcze”. Właściwie każdy numer na tu ciekawą historię do opowiedzenia m.in. za sprawą świetnych solówek saksofonu czy gitrary. Dość przewrotnie robi się w „Ludowo”, którego tytuł mógłby sugerować ludową wycieczkę w stylu Namysłowskiego, ale momentami jest to raczej delikatna aluzja do afrykańskiej muzyki etnicznej. Z kolei „Bright Eyes” to intrygująca, eksperymentalna kołysanka, w której Licak zamienia saksofon na klarnet basowy. W „Solaris” po świetnej partii gitary i powrocie do głównego motywu zaskakuje nierzucający się wcześniej w uczy pogłos na bębnach.

Generalnie brzmienie całego materiału jest bardzo selektywne, muzycy stawiają na czytelność, nie rozumianą jako oczywistość, ale przejrzystość. Swoją robotę zrobili tu też ludzie od produkcji: Kamil Łaziowski z łódzkiego studia Soyuz, Jakub Maciejewski – szczeciński muzyk i producent oraz odpowiedzialny za miks i mastering – Jan Smoczyński (bliski współpracownik Michała Urbaniaka). Talent wszystkich zaangażowanych w powstanie tej płyty sprawił, że po prostu świetnie się jej słucha.

Szymon Wasilewski

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *